Po tym jak rok temu Trybunał Konstytucyjny orzekł o niekonstytucyjności przepisu dopuszczającego aborcję z przyczyn embriopatologicznych, niemal natychmiast odezwali się zwolennicy przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego wprowadzonego w Polsce w 1993 roku pod naciskiem Kościoła Katolickiego. Wielu polityków otwarcie mówiło, że chociaż nie popierają decyzji Trybunału Konstytucyjnego, to nie zgadzają się również z postulatem Strajku Kobiet mówiącym o aborcji na żądanie. Na przykład w lutym 2021 roku w rozmowie z Polsat News Szymon Hołownia twierdził, że “aborcja zawsze jest dramatem” i że “trzeba zrobić wszystko, żeby jej uniknąć”. Mniej więcej w tym samym czasie Platforma Obywatelska przedstawiła swoje stanowisko w sprawie aborcji, które zakładało aborcję do 12. tygodnia, ale tylko “w szczególnie trudnych sytuacjach” i po konsultacji z psychologiem. I chociaż taką propozycję można było uznać za postęp w stosunku do kompromisu aborcyjnego, to i tak obwarowywała ona dostęp kobiet do aborcji nakazami i zaleceniami. Pamiętam, że śledząc przetaczającą się wówczas przez media debatę na temat dostępu Polek do aborcji, odniosłam wrażenie, że znaczna część osób komentujących wyrok Trybunału zapadła na jakąś dziwną formę niepamięci. Wydawało mi się, że wiele z nich zapomniało, iż nawet za czasów kompromisu aborcyjnego Polska miała jedno z najbardziej restrykcyjnych w Europie praw regulujących dostęp do aborcji. Wielu wypowiadających się na temat aborcji polityków i dziennikarzy zdawało się nie pamiętać o tym, w jak haniebny sposób państwo polskie potraktowało kobiety w 1993 roku. Zdawali się nie zauważać, że już 28 lat temu prawa reprodukcyjne polskich kobiet zostały przehandlowane w zamian za poparcie Kościoła Katolickiego.
Zdjęcie płaskorzeźby przedstawiającej kobietę trzymającą małe dziecko. Autorka: Michalina Grzelka
Podobną niepamięć w wykonaniu niektórych polityków obserwuję również teraz, kiedy przez kraj przetacza się fala protestów zainspirowanych okolicznościami śmierci trzydziestoletniej Izabeli w szpitalu w Pszczynie. Liberalni politycy mówią o obecnej sytuacji Polek w zupełnym oderwaniu od tego, co miało miejsce w Polsce w kwestii praw reprodukcyjnych Polek po 1989 roku. Zdają się nie zauważać, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku jest kontynuacją decyzji o wprowadzeniu tzw. kompromisu aborcyjnego w 1993 roku. Zamiast stanąć po stronie kobiet, proponują półśrodki w postaci referendum. Donald Tusk przebąkuje coś o “sekcie Kai Godek” tak, jakby nie pamiętał, że w 1993 roku niektórzy jego koledzy z Platformy Obywatelskiej głosowali za wprowadzeniem ustawy antyaborcyjnej (na przykład były prezydent Polski, Bronisław Komorowski). Takie wypowiedzi zacierają historyczną prawdę o tym, w jaki sposób w 2021 roku znaleźliśmy się w miejscu, w którym obowiązuje najbardziej restrykcyjne prawo (anty)aborcyjne w całej Europie. W tym tekście chcę podkreślić, że nie doszło do tego z dnia na dzień. Chcę wyjaśnić, że obecnie obowiązujące prawo regulujące dostęp do aborcji jest skutkiem wieloletniego ignorowania potrzeb reprodukcyjnych polskich kobiet. Że za obecną sytuację odpowiedzialność ponosi nie tylko Prawo i Sprawiedliwość. Że jest ona skutkiem systemowych zaniedbań i uprzedzeń. Piszę ten tekst, ponieważ uważam, że jako Polki zasługujemy na prawdę historyczną.
Zacznę banalnie: nie zawsze dostęp do bezpiecznej aborcji był w Polsce obwarowany tak wieloma zastrzeżeniami jak teraz. Warto jednak podkreślić, że zanim doszło do liberalizacji prawa aborcyjnego w połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji w powojennej Polsce był, aż do 1956 roku, znacznie utrudniony. Krótko po wojnie dostęp do aborcji wciąż był regulowany ustawą z 1932 roku, która zakładała karanie zarówno kobiet, które decydowały się na aborcję, jak i osób, które tę aborcję przeprowadzały. Według polskiego kodeksu karnego z 1932 roku legalna aborcja była dostępna w pierwszym trymestrze ciąży w następujących przypadkach: kiedy zagrożone było życie kobiety w ciąży; kiedy ciąża była wynikiem gwałtu lub kazirodztwa lub kiedy do ciąży doszło w wyniku “uwiedzenia” osoby małoletniej. Co ciekawe, niektórzy powojenni lekarze i demografowie krytykowali ustawę z 1932 roku jako zbyt liberalną. Takie postawy poniekąd odzwierciedlały sytuację panującą wówczas w Związku Radzieckim, w którym w 1936 roku Stalin zdecydował o delegalizacji aborcji, a w 1944 roku wprowadził specjalne rozwiązania, które miały chronić rodziny. W czasie drugiej wojny światowej życie straciło około 5 milionów obywateli polskich, co stanowiło mniej więcej 15% przedwojennej populacji Polski. W obliczu tak olbrzymich strat w ludziach, nowy socjalistyczny rząd Polski zachęcał kobiety do rodzenia dzieci. Co ciekawe, pronatalistyczna postawa rządzących socjalistów nie różniła się zanadto od postawy kościoła katolickiego: badaczka Małgorzata Fidelis zwraca uwagę na to, że zarówno polski rząd, jak i kościół zachęcały Polki do kultywowania takich “kobiecych” wartości jak macierzyństwo i troska. Nie dziwi zatem, że w 1948 roku ówczesne Ministerstwo Zdrowia jeszcze bardziej utrudniło kobietom dostęp do aborcji poprzez powołanie do życia specjalnych komisji, które miały rozpatrywać każdy wniosek o przerwanie ciąży.
Podejście do aborcji w powojennej Polsce zmieniło się dopiero po śmierci Stalina. W 1956 roku wprowadzono nowe prawo, które depenalizowało aborcję oraz zapewniało dostęp do aborcji do trzeciego miesiąca ciąży z powodów medycznych lub społecznych. Nowe prawo miało za zadanie chronić zdrowie i życie polskich kobiet przed niebezpiecznymi aborcjami przeprowadzanymi w podziemiu. Choć nowe zasady dostępu do aborcji były bardzo liberalne w porównaniu z ustawą z 1932 roku, miały one poważne ograniczenie: ostateczna decyzja o przeprowadzeniu aborcji leżała w gestii lekarza, a nie kobiety. Niektóre badaczki podkreślają jednak, że zazwyczaj lekarze podejmowali decyzje o zabiegu w zgodzie z pragnieniami kobiet, które starały się o aborcję, szczególnie, jeśli w grę wchodziła trudna sytuacja materialna i społeczna ciężarnej. Warto jednak podkreślić, że nawet w socjalistycznej Polsce wielu ginekologów korzystało z klauzuli sumienia i odmawiało przeprowadzenia aborcji na gruncie religijnym, co poskutkowało tym, że odsetek aborcji przeprowadzanych w niebezpiecznych warunkach nadal był dość wysoki. Co więcej, w 1958 roku Katolickie Stowarzyszenie PAX wezwało polski parlament do wycofania się z liberalizacji prawa aborcyjnego oraz zachęcało katolickich lekarzy do nieprzeprowadzania aborcji.
Poza ułatwieniem dostępu do legalnej i bezpiecznej aborcji, rządzący Polską socjaliści nadal wykazywali się daleko idącym konserwatyzmem w kwestii planowania rodziny i dostępności środków antykoncepcyjnych. Badaczki Jacqueline Heinen i Anna Matuchniak-Krasuska nazywają nawet tę konserwatywną postawę “purytańską tradycją polskiego komunizmu”. Z kolei Mikołaj Kozakiewicz, jeden z pierwszych aktywistów założonego w 1957 roku Towarzystwa Rozwoju Rodziny, które promowało edukację seksualną, uważał, że polscy komunistyczni dygnitarze niewiele różnili się od księży katolickich w swoim konserwatywnym podejściu do spraw związanych z życiem seksualnym. I tak przez cały okres PRL Polki zmagały się z ograniczonym dostępem do najprostszych nawet środków antykoncepcyjnych. W rezultacie aborcja była często jedynym dostępnym Polkom sposobem planowania rodziny. Heinen i Matuchniak-Krasuska szacują, że w latach osiemdziesiątych wykonywano w Polsce ok. 500 000 - 700 000 zabiegów przerwania ciąży rocznie. Inne badaczki podkreślają natomiast, że rzeczywista liczba zabiegów aborcji przeprowadzanych w socjalistycznej Polsce jest trudna do ustalenia. Na przykład Małgorzata Fuszara zauważa, że według oficjalnych danych w Polsce lat osiemdziesiątych dochodziło rocznie do 130 000 - 140 000 zabiegów przerwania ciąży. Ta liczba jest jednak niepełna, ponieważ nie bierze ona pod uwagę aborcji wykonywanych w prywatnych gabinetach lekarskich - szacuje się, że w latach osiemdziesiątych przeprowadzano rocznie od 55 000 do 85 000 “prywatnych”, nierejestrowanych aborcji. Jednym z powodów, dla którego kobiety decydowały się na aborcję w prywatnych gabinetach lekarskich, była chęć uniknięcia uwłaczających warunków panujących w państwowych szpitalach, czyli braku prywatności i higieny, a także złego traktowania pacjentek przez personel medyczny.
Koniec części I.
Źródła:
Fidelis, Małgorzata. 2015. Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce. Warszawa: Wydawnictwo AB.
Fuszara, Małgorzata. 1993. “Abortion and the Formation of the Public Sphere in Poland.” W: Gender Politics and Post-Communism Reflections from Eastern Europe and the Former Soviet Union, ed. N. Funk and M. Mueller, 241-252. Londyn: Routledge.
Grabowska, Magdalena. 2018. Zerwana genealogia. Działalność społeczna i polityczna kobiet po 1945 a współczesny polski ruch kobiecy. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR.
Heinen, Jacqueline and Anna Matuchniak-Krasuska. 1995. Aborcja w Polsce. Kwadratura koła. Warszawa: Polskie Towarzystwo Religioznawcze.
コメント